Właściwie to historię Bernusia mogłabym opisać wcześniej, jednak brakowało mi zdjęć głównego bohatera. Sami przekonacie się, że to jest nieodzowny element, potrzebny do scharakteryzowania tego psa.
Z pokorą znosi wszelkie wymyślane akcje bojowe, nawet kotu odpuścił. Za każdym razem kiedy karmię psa, kocur pierwszy musi wepchnąć do miski swoje wąsiska. Berni znosi to ze spokojem, jedynie gdy ma kość, to zaryczy na sierściucha jak prawdziwy lew. Kot ucieka wtedy w popłochu, zaskoczony zaistniała sytuacją. No jak tak...na kota, koteczka miał (?) Poza tymi występkami nasze zwierzęta bardzo się lubią i wszystkie potrafią się razem bawić. Uwierzcie- boki można zrywać, jak obserwuje przez okno taki spektakl.
Berni - leżący olbrzym, Figo wielkości kapcia, podszczypujący olbrzyma i Milusia (arystokrata) ugniatający grzbiet berneńczyka.
Dobrze odmieniłam, Milusia to kocur...tak już zostało ;)
Oprócz tego, że Bernuś jest maskotką rodziny są sytuacje, kiedy swoim barytonem potrafi ostrzec przed zagrożeniem, bronić terenu i właścicieli. Przekonali się o tym panowie instalatorzy. Pech chciał że zamiast zadzwonić do głównej bramy, poszli w pierwszej kolejności zobaczyć jak biegną kable z boku ogrodzenia. Berni tak dawał czadu i demonstrował swoje jestestwo, że nawet gdy go zamknęłam, robotnicy mieli opory by wejść na posesję. Chrząkali coś tam z boku... że mieszkam pod lasem i to jeszcze z niedźwiedziem. Tak po prawdzie to wiele się nie pomylili. Gdy pies stanie przy bramie na dwóch łapach, wygląda jak misiek. W końcu to ponad 70kg żywej wagi.
Z początkiem roku , w największy mróz przywieźli nam kolejne trzy tony pelletu. Grześka poskładało, a trzeba było jakoś ten opał przetransportować do piwnicy. Ola pomagała w pracach polowych i nieumyślnie zostawiła otwartą bramę. W takich sytuacjach zazwyczaj Berni kład się ,,w progu,, ogrodu, natomiast po Figulcu zostawał tylko siwy dym. Tym razem zwiali obaj.
Postanowiłam poszukać ich w terenie przekonana, że nie uciekli daleko. Przemierzyłam trasę w kierunku wioski...psów ani widu, ani słychu. Myślę, pewnie poszły w las... zawróciłam. Idąc w przeciwnym kierunku spotkałam leśniczego, który zapewnił mnie, że naszych zwierzaków nie widział... może zdążyły wrócić?
Powoli zaczęło się ściemniać.
Nawołując, cofnęłam się do domu i zaczęłam się martwić...mija godzina...druga, trzecia, dzwoni telefon-sąsiad.
Kamila nie uciekły ci psy? ...no uciekły , wiesz coś ?... Właśnie odpaliłem fb, ktoś zamieścił zdjęcie ... są pod marketem w centrum wsi!
Ubrałam się w sekundę, myśląc jaką karę im wymyślę po powrocie z wycieczki, wychodzę i kątem oka widzę, że złapałam pszysłowiowego kapcia. W przednim kole nie było powietrza. Zabluzgałam pod nosem, znowu telefon do sąsiada (dzięki Ci Panie za takich ludzi!)
Oszczędzę Wam szczegółów, ale razem z kolegą objeździłam wszystkie wioskowe dziury, zaułki o których nawet nie miałam pojęcia. Małolaci w tym czasie śledzili przebieg wydarzeń i zamieszczane informacje w mediach. A ja przełykając ślinę dowiadywałam się o kolejnych rewelacjach...że np. psy aktualnie są w stajence pod kościołem.
Sąsiada, mimo upływającego czasu najwyraźniej humor nie opuszczał. Wjeżdżamy w uliczkę, z naprzeciwka idzie starsza kobieta podpierająca się laską...Kamila Tu Berniego nie było, nikt nie ucieka ;)
W końcu trochę zrezygnowani dostaliśmy cynk, że psy są zamknięte na jednej z posesji. Facet sam ma berneńczyka i shihi tzu, więc myśląc trzeźwo ,,unieruchomił,, zwierzaki. Próbował szukać właścicieli, kontaktując się z weterynarzem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Wróciliśmy razem do domu. Figo wystraszony, ze skruszoną miną , Berni szczęśliwy że go pani z opresji wybawiła. Mam nadzieję że kolejnych wycieczek nie będą uskuteczniać.
Sami widzicie, nie mam czasu na nudę. Psy dbają o moją rozrywkę.
Berni dodatkowo o formę -uwielbia spacery ;)
Wspaniałe psisko:)))miałam kiedyś okazję chwilę mieszkać z tym olbrzymem i wiem że jest kochany:)))))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńMy się przymierzaliśmy do zakupu owczarka niemieckiego. Los zadecydował za nas, nie żałuję ;)
Usuńwspaniałe psisko!
OdpowiedzUsuńFajny misiek. Z pyska dobrze mu patrzy. Fakt, zwierzaki potrafią zorganizować czas XD. Dobrze, że historia miała swój dobry finał.
OdpowiedzUsuńPomiziaj za uszkiem od mojej Zorki mieszanki owczarka :)
Oj tak, do głowy przychodziły mi najróżniejsze scenariusze.
UsuńOdbijamy psie pozdrowienia.
Kamilo, zwierz cudaśny. Prawdziwy niedzwiadek, dobrze, że znalazł u Was schronienie.
OdpowiedzUsuńGrażka
Oj, z tym schronieniem to nie była taka oczywista sprawa. Fakt, że sprawy przybrały właściwy obieg.
UsuńPozdrawiam
Zwierz absolutnie przepiękny, patrząc na tego puchatego stora nie można się nie zakochać...
OdpowiedzUsuńNiekiedy ta miłość trudna bywa;)
UsuńKamilo, atrakcji Ci nie brak przy psotnych czworonogach ;-)) Rozbawiła mnie opisana przez Ciebie historia, choć rozumiem, że Tobie wówczas absolutnie nie było do śmiechu. Jednak ja zakochana w psiakach wszelkich (rasowych i wielorasowych) jestem pod absolutnym urokiem Berniego... te oczy i rozbrajająca mordeczka ;-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Anita
Anito, podobnie uwielbiam psy, ale tak jak piszesz...wtedy absolutnie, nie było mi do śmiechu.
UsuńRóżnie mogły się zakończyć, te eskapady. Psy w większej grupie to już swora, która dla zabawy może polować na dzikie zwierzęta...ach, lepiej nie tragizować.
Witaj Kamilo, Piękny ten wasz pies stróżujący. :) Taki wielki misio do przytulania. :) Uwielbiam psy i mam świadomość, że wymagają też dużo opieki i pracy oraz czasu. Trzymam kciuki żeby więcej nie było psów na gigancie. ;-) Pozdrawiam Agata
OdpowiedzUsuńCałej sytuacji kolorytów dodaje fakt, że ten duet wygląda komicznie. Oczami wyobraźni widzę psy w tej szopce...no kolędę zaliczyły:)))
OdpowiedzUsuń