sobota, 21 stycznia 2023
Zima i studniówka
środa, 18 stycznia 2023
Wiosna w styczniu-koty marcują
Dla przypomnienia Milusia i Karolek to kocie rodzeństwo, które dorastało u nas. Niestety przyszedł czas dojrzewania i (co się z tym łączy) młodzieńczych bójek. Człek głupi, do tej pory kotów nie posiadał, pieląc grządki przypatrywałam się z zaciekawieniem kocim arią. A tak naprawdę, koteczki ćwiczyły swoje solówki walcząc o pozycję. Dusza od tych występów cierpła, ale nie przypuszczałam ,że będą powodem wyprowadzki Karolka. To już dwa lata od kiedy pomieszkuje za górką u sąsiadów i ma się tam całkiem dobrze. Dlatego widząc go spacerującego u nas, pomyślałam- Milusia nie żyje, a brat wrócił na stare podwórko, znaczyć teren. I kiedy kota już w myślach pogrzebałam, i straciłam nadzieje na jego powrót...zjawił się pewnego ranka, całkiem niespodziewanie.
Kot miałczał pod drzwiami tak przeraźliwie, że nie trudno było go nie usłyszeć. Gdy go zobaczyłam, cała paleta uczuć mną targała. Nie wiedziałam , czy ganić , ściskać, czy pytać ,,A ty co, po gitarę przyszedłeś?,,
Kocią łajzę na amory wiosenne wzięło. Wiosenne, czytaj marcowe...a nie styczniowe!
Kocham tego ,,psiego,, kota, a on kocha mnie. Doskonale wie, że w domu na nic, oprócz sofy i fotela wskakiwać nie może. Przyjął figulcowe zwyczaje, choinki nie tyka, załatwia się na podwórku. Jedynie nie szczeka i (dzięki Bogu) w drzwi nie drapie.
Przy okazji moich porywczych zapędów ogrodniczych, zobaczcie ile materiału florystycznego nazbierałam. Wszystko się przyda.
Uczciwie przyznam, że jestem nałogowym kawoszem. Wystarczy, że ledwie oczy rozkleję, już myślę o kawusi. I nie piszcie mi, że na czczo to nie wolno ...ja to wszystko doskonale wiem ;) Próbowałam już zamienników, nastawów, cytrynowych naparów. Kompromis to pół szklanki gorącej wody, potem biała kawa i dopiero mogę powiedzieć, że się w pełni obudziłam.
Te ziołowe herbatki wpycham tak pomiędzy te kawy, dla równego bilansu rzecz jasna. I w końcu o wątrobę trzeba dbać, by ciałkiem dziurawa nie była ;)
Przed chwilą dotarło do mnie, że w ubiegłym roku na przełomie stycznia i lutego, dopadał mnie sławny wirus. Charczałam wówczas jak stary ciągnik i odporność należało zreperować. W ciągu tego roku, małymi krokami, stosując drobne zmiany pochylałam się nad swoim zdrowiem. To wszystko zaprocentowały, mimo przesilenia czuję się całkiem dobrze. W kręgosłupie czasem łupnie, ale to ze starości. Jednak w tych moich analizach, na jedną rzecz zwróciłam uwagę. Zapalnikiem, który rujnuje nasze zdrowie (nie tylko psychiczne) jest przewlekły stres. Uwierzcie mi na słowo, sytuacja gospodarcza, polityczna, rosnące, rachunki... ba! nawet moje dziecko, które za szybko poczuło się dorosłe-nie są w stanie wywołać takich emocji, jakie targały mną przez minione trzy lata. Cieszę się, że to wszystko za mną. Chodź życie płata przeróżne figle i nie zawsze rzeczywistość bywa różowa.